czyli 10 wyrazów, które w kuchni wymawiasz ŹLE
Tak, to prawda, jestem grammar nazi. Szczególnie przejawia się to w kuchni i jak ognia unikam knajp, w których nie jestem w stanie na głos wymówić zamawianego dania. Mały jednak pikuś, kiedy na miejscu obsługa może mnie nauczyć wymowy jakiegoś mało znanego dania, a co innego, gdy ludzie wokół mnie nagminnie źle wymawiają popularne już słownictwo kuchenne niepoprawnie. Naprawmy szybko te masakryczne wtopy.

sushi
To nie „suszi”, ale „suśi” i to z płaskim, krótkim „u”. W japońskim brak jest twardych dźwięków, typu rz, sz, gr, ch, więc pojęcia nie mają o co Wam chodzi. Oddam jednak sprawiedliwość, że polski odpowiednik sushiya / sushi bar – znacznie lepiej brzmi jako suszarnia, niż jako siusiarnia.
sous vide
Ta coraz popularniejsza, chociaż czasochłonna technika przybyła z Francji – chodzi o gotowanie w ściśle kontrolowanej temperaturze, przez długi czas, zapakowanych próżniowo składników (np. wołowiny przez 29h w temperaturze 60 stopni Celsjusza). Kiedy zamawiasz „jagnięcinę sous vide” – mów „su-vi(d)” z ledwo słyszalnym „d” na końcu.
spaghetti
To nie „szpagedi” ani „spa-gche-ti” – tylko „spagetti„! I żeby była jasność, to nie nazwa potrawy, ale makaronu, którego się do niej używa. Potrawą jest np. „spaghetti bolognese” (przybliżona wymowa: spagetti bolonjeez).
gnocchi
Rodzaj włoskich klusek z charakterystycznym śladem po naciśnięciu widelcem lub podobnie żeberkowanych. To nie „gnoćci”, lecz „njokki” ew. „nioki„. Co, zatkało kakało?
amuse-bouche
Nawet ekipa realizotorska „Top Chef” nie może się dogadać jak to się mówi, a sprawa jest w miarę prosta: „amuz busz” działa całkiem nieźle. Ale ze względu na to, że na tę darmową przystawkę przed właściwym posiłkiem nie musimy w restauracjach mówić tak snobistycznie, przypominam wszystkim, że mamy śliczny polski foodie termin: „czekadełko„.
Przerwa na reklamę:
Przypominam, że widzimy się w sobotę w Nifty No. 40 na Żydowskiej 40 w Poznaniu! O 13:00 zaczyna się tam akcja Master Chefs 4 Dogs! Dołącz do eventu na facebooku!
quinoa
Zboże, które szturmem zdobywa eko-trendowych kucharzycieli. Nazwę zapożyczyliśmy od języka plemienia Keczua, nic więc dziwnego, że mamy problem z jego odczytaniem i dajemy trochę z łaciny „kwinoa”. Powinno być „kinua„, a nawet „kinła„.
espresso
Bariści w większości krajów marszczą nos w dezaprobacie, kiedy prosicie ich o „ekspresso”. Czyli coś, co było kiedyś kawą, a już nie jest? A może ma być szybciutko, ekspresem? Nie! Wymawiamy to prawie tak, jak piszemy: „espreso„
paella
Potrawa pochodząca z Walencji, pachnąca szafranem, owocami morza i oparta na ryżu. Słyszałam, że teoretycznie nazwa pochodzi z hiszpańskiego (nieprawda, bo z katalońskiego!), ale mogła też z portugalskiego. Najlepsze przybliżenie poprawnej wymowy to „paeia” – słowo to powinno schodzić Wam z języka miękko i kapać ślinką na talerz. Tak bardzo nie umiemy wypowiadać w Polsce tego słowa, że to od niego wywodzi się nasze „patelnia”. Ktoś chyba nią za mocno oberwał.
yerba mate
Ukochany, błotnisto-herbaciany smak, będący też bazą do napoju Bombilla. Tylko to nie jest „jerba mejt” czy „matee” ale „dźerba mate” z akcentem na „ma”, rozumiemy się? DŹERBA!
phở
Wszyscy już wiedzą jak wypowiedzieć japoński „raamen„ (notabene, jak w przypadku spaghetti to bardziej nazwa makaronu, niż dania), chociaż czasem zapominają o długim „a”, szczególnie w polskim potocznym określeniu knajpek, którego serwują: raameniarnia. Phở to przysmak wietnamski, zupa i makaron z wieloma opcjami wykonania. Wymawiaj: „fo” z energicznym wydechem. Amerykanie wymawiają „foł” (ugh!), niektórzy Azjaci „fe” (bardzo krótko).