Pink money (dosł. różowe pieniądze) to określenie komentatorów ekonomii na fundusze, które z kieszeni osób LGBTQ są inwestowane w gospodarkę.
Kategoria: z punktu widzenia mniejszości
Kiedy ktoś rzuca hasło „kino gejowskie” (chociaż to tylko odłamek kina queer), to na myśl wszystkim przychodzą „Brokeback Moutain” czy „Życie Adeli” (de facto, kino lesbijskie) – zaskakująco dobrze wdarły się w krajobraz kinowy masowego odbiorcy.
Nie znam się dobrze na tym, o czym dziś napiszę, uprzedzam. Dlatego będę dziękować za pomoc wszystkim, którzy zgodzili się pomóc, jak i tym, którzy dorzucą swoje 5 groszy w komentarzach.
skarbie czy mnie udusisz: poduszką w myszki mickey kiedy już zmizernieję.
Czerwona róża to miłość, bławatek czy chaber – brak śmiałości, biała lilia – niewinność i czystość. To tylko kilka przykładów z zapomnianej mowy kwiatów, integralnej kiedyś części kulturowego wykształcenia Europejczyka. Kultura queer też ma taki odchodzący w zapomnienie zwyczaj – mowę chust.
Z dedykacją dla Karola, wiadomo czemu Zacznijmy od muzyki, bo to rzecz, która raczej zasypuje podziały niż je wzmacnia. Wszyscy słuchamy muzyki, wielu z nas lubi nucić, grać, śpiewać. Nie jestem muzykologiem ani blogerem/dziennikarzem muzycznym, więc będzie językiem prostym, a wnikliwym.
Z dedykacją dla A.L. – najlepszej mamy na świecie – Ilu z Was czuło kiedykolwiek ciężar, który przygniatał Was, o tu? Ja tak. Wszyscy? …Poe o tym pisał. [„Detachment”/”Z dystansu” reż. Tony Kaye, 2011 (ten fragment do zobaczenia od 7:27 tu)] Luty upłynie nam pod szyldem queer culture.
Poznań, Dąbrowskiego 77a, Nobel Tower. Fajny, nowoczesny budynek przy ruchliwej ulicy. Ludzie mnie mijają, niczego nieświadomi. Pan siedzący w recepcji nie domyśla się, do którego z wielu biur jadę i uśmiecha się promiennie. Idę do pokoju 4.13, i cieszę się, że nikt nie zwraca na mnie uwagi. Mogłoby mi bowiem zależeć na dyskrecji.
Czy każda historia ma happy end? No chyba nie macie 3 lat, żeby wiedzieć, że nie. Mało tego, są dni, kiedy feministka wstaje, trzaska drzwiami i ma totalnie ochotę na the worst end ever. Załóżmy, że ten dzień jest dzisiaj. Ta frustracja narastała we mnie od jakiegoś czasu.
Koleguję się (wybaczcie, że nie użyję hurraoptymistycznie dużego słowa: Przyjaźń) z reprezentantami wielu mniejszości. Oczywiście, po części dlatego, że do niektórych należę – to normalna kolej rzeczy, że człowiek szuka znajomych wśród podobnych sobie. Ale dzisiaj dopadła mnie pewna refleksja: niespecjalnie przebywam wśród hipsterów. Dotarł do mnie też powód.