Zmiany w programie nauczania dla języka polskiego są ogromne i – nie bójmy się tego słowa – zabójcze dla poszerzania horyzontów. Za chwilę młodzież dowie się, co „przerabiają” w pierwszej kolejności i na kiedy. Zacznie się prokrastynacja, w ruch pójdą bryki, a co bardziej oblatane jednostki powędrują na kanał Mietczyńskiego.
Kategoria: problemy małe i duże
O rany, postarzałom się! Dokładniej rzecz biorąc, stuknął mi 23 sierpnia kolejny rok na tej planecie. Blogerzy zwykle piszą wtedy tekst podsumowujący życiowe lekcje, jakie otrzymali, piszą o odkryciach, które poczynili. Nie jestem pewne, czy jestem na tym etapie życia, żeby cokolwiek podsumowywać.
Uczę ludzi już od ponad 13 lat. Ale pytanie „Jak się tego wszystkiego nauczyć?” usłyszałam chyba po raz pierwszy pod drzwiami pokoju, w którym uczyła się moja starsza o 8 lat siostra. Miałam wtedy może z 4 lata..? To pytanie o wielu odcieniach: rezygnacji, zdumienia, przebiegłosci, lenistwa, bezradności… przez lata udzielałam na nie różnych odpowiedzi.
I needed to stop bottling this up, talk to me now. No cuts, no make-up, no script. Now it’s your turn… probably.
Dzień był kiepski. Wczesnym wieczorem zasuwam do pracy, gdy na rozległym przystanku Szymanowskiego w Poznaniu słyszę niewyraźne, ale jękliwe „Pomocy! Proszę mi pomóc!”. Mechanizm jest zawsze ten sam, wszyscy udają, że nie słyszą i przyśpieszają kroku. Tylko ja robię krok w tył i dostrzegam kobietę w nieładzie pod schodami przy przejściu.
Kiedy rano mam ochotę na coś ciepłego, domagam się by zrobił herbatę, z racji tego, że to ja jestem gościem. W odpowiedzi przekręca się na drugi bok i gestykuluje w kierunku pokoju: – Tam jest Twój ręcznik, Twoja piżama; przestałaś tu być gościem.
To prawda, jestem jednym z Tych Ludzi, Którzy Głośno Krzyczą, Że Nie Posiadają Telewizora. Ale moi rodzice mają telewizor. I czasem zostajemy sami: ekran, ja i… moja socjopatia. Perfekcyjny trójkąt. Ta refleksja zaczęła się, kiedy jadłam z M obiad w salonie moich rodziców. A w tle: „Trudne sprawy”.
Poznań, Dąbrowskiego 77a, Nobel Tower. Fajny, nowoczesny budynek przy ruchliwej ulicy. Ludzie mnie mijają, niczego nieświadomi. Pan siedzący w recepcji nie domyśla się, do którego z wielu biur jadę i uśmiecha się promiennie. Idę do pokoju 4.13, i cieszę się, że nikt nie zwraca na mnie uwagi. Mogłoby mi bowiem zależeć na dyskrecji.
Nikt z nas nie jest idealny. Nie biegamy codziennie po parku przed pracą, kochamy pizzę i alkohol, na imprezie zdarza nam się puścić dymka, a seks czasem zaskakuje nas tak nagle, że o pójściu do apteki czy drogerii nie może już być mowy. Gdybyśmy zajrzeli w nasze genomy, potencjalny bałagan przyprawiałby o nieustanną migrenę.
Zbliżają się Święta (różne dla różnych ludzi), a potem Nowy Rok – czas zmian i przepełnienia nadzieją kiczowatą jak skarpetki z Hello Kitty. Niektórzy mają Adwent, inni są na diecie przed Sylwestrem, ktoś inny zaraz od stycznia przestanie palić. Spoko.