Readathon (połączenie słów read – czytać i marathon – maraton) to jedna z moich ulubionych wirtualnych akcji. Trwa już od 10 lat (i zatacza coraz szersze kręgi!), a kolejne edycje odbywają się pod koniec kwietnia i pod koniec października. To 24 godziny, które internauci na całym świecie przeznaczają na czytanie książek, visual novels, e-booków, a w przerwach słuchanie audiobooków. Do tego, swoimi przeżyciami obficie dzielą się w czasie rzeczywistym online.
Oczywiście, do akcji można się zapisać i brać w niej udział przez godzinę-dwie, ale pewna ekstremalność przedsięwzięcia dodaje mu uroku i podniety. W tym roku na przykład przespałom 7 z 24 godzin, ale bawiłom się świetnie. Od kilku lat staram się regularnie brać udział w Readathonie, pisałom nawet o tym, jak się do tego zabrać tu na goronska.pl, więc po tym krótkim wprowadzeniu, zajmijmy się tym, co udało mi się przeczytać w tym roku, było to bowiem aż 5 i pół pozycji, każda z innej parafii.
Zaczęłom od przekładu „Pochwały cienia”, zbioru esejów giganta nowożytnej literatury japońskiej – Tanizakiego. Krótka forma pomaga wystartować z dobrym nastawieniem, dodatko wszyscy wiedzą, że Japonia to mój konik. Tanizaki, obserwując zmiany w powojennym krajobrazie swojej ojczyzny, ubolewa w tych tekstach nad tym jak Kraj Kwitnącej Wiśni zapatrzył się w Kraj Dostatku (takimi ideogramami zapisuje się tam USA). Doskonałe tłumaczenie legendy polskiej japonistyki, profesora Lipszyca, w bardzo estetycznym eydaniu Karakteru. Polecam z całego serducha!
Potem na tapecie znalazł się „Englebert z rwandyjskich wzgórz” autorstwa Jeana Hatzfelda. To zapis rozmowy dziennikarza z tytułowym mężczyzną, który na własne oczy zobaczył i cudem przeżył ludobójczy konflikt między Hutu i Tutsi. Dreszcz na plecach budzi to, jak już uporał się z traumą i relacjonuje pewne rzeczy raczej beznamiętnym tonem. Cieszę się, że nie czytałom tego po zapadnięciu zmroku.
Kolejny był DeLillo, którego zbiór dziewięciu opowiadań pożyczył mi Adrian. Szczerze mówiąc, gdyby oceniać tę książkę po okładce, nigdy bym do niej nie dotarło. Wygląda tanio i niezachęcająco. W środku drzemią cuda. Krótka forma u DeLillo to jak literacka migawka, wycinek z szerszj sytuacji (czasem wycinek parominutowy, czasem wielomiesięczny), który pozostawia czytelnika z głodem domysłami, własnymi dopowiedzeniami. Co ciekawe, motyw opowiadania sobie cudzych historii istnieje też wewnątrz opowiadań, gdzie jedne postaci dopełniają narrację w imieniu innych. Ten dwupoziomowy dyskurs naprawdę magnetyzuje.
Geoffrey Chaucer to oczywiście klasyka – inaczej nie znalazł by się w serii „małej czarnej” z pingwinem. Musiałom odpoczać od polskiego i wrócić do rodzimych brzmień, a nic nie nadawało się do tego lepiej niż wierszowana, rytmiczna opowiastka. Jeśli jakiś mężczyzna chce wiedzieć, czego naprawdę pragną kobiety (jeden z bohaterów musiał się tego dowiedzieć pod groźbą kary śmierci zasądzonej mu za gwałt), to Chaucer udziela bardzo konkretnej, acz intrygującej odpowiedzi. Nie spoiluję.
Tuż przed spaniem nadgryzłom „Poza schematem. Społeczny konstrukt płci i seksualności.” będącego zbiorem artykułów naukowych lub edukacyjnych, wśród których motywem przewodnim była transseksualność. Zmógł mnie sen, więc cieszyłom się, że tak poważne tematy wzięłom jednak na rześko, po obudzeniu. Szczególnie jeden motyw zaprzątał później moje myśli – argumentacja dotycząca wprowadzenia trzeciej płci w dokumentacji polskiej. Wcześniej poświęciłom temu zbyt mało refleksji i nie dostrzegałom zbyt wielu minusów tego rozwiązania. Teraz siedzę okrakiem na płocie i dalej mi do jednoznacznego potępienia lub poparcia takiego pomysłu (wymyśliłom już kilkanaścieobostrzeń, którym taki pomysł musiałby podlegać).
Przy końcu udało mi się jeszcze zacząć „nienapisane” Rośka (czy tak odmienia się to nazwisko?) – również zbiór esejów z pogranicza literaturoznawstwa i innych dziedzin. Tu też tęsknota za minionym i analiza procesu zmian, ale w warunkach europejskich. Autor zaczyna od pytania o to, czemu nie robi się już masek pośmiertnych i gdzie wszystkie zniknęły, a potem rozprawia o istotności koloru oczu Piłsudzkiego. Jeszcze trochę mam do końca, ale urzeka styl, a odrzuca pewna chaotyczność przemyśleń i ułożenia tekstów.
Więcej zdjęć znajdziecie na moim instagramie.
Mam nadzieję, że w październiku dołączycie do zabawy. Co godzinę można wziąć udział w miniwyzwaniach z nagrodami książkowymi, a nadto poznać cudnych moli książkowych. No i przez 24 zanurzyć się w aprawdę osobnym, własnym świecie.