29 listopada 2015

Jeżeli Polska to kochanka, to kim jest żona?

Już prawie 30 lat minęło w polskiej sztuce, a ściślej mówiąc w gatunku muzyki popularnej, a nasz problem z polskością jest wciąż ten sam: załamujemy wciąż ręce nad zszarganą opinią kobiety, której sami doprawiliśmy rogi.

Człowiek, który mądrym spojrzeniem obejmował rzeczywistość tak zastaną, jak i literacką – Grzegorz Ciechowski – nie żyje już od 14 lat. To on w rozkroku między euforią a żałobą śpiewał o Polsce w 1988, żeby może lepiej już o nią nie pytać.

Ona ma kaca, ona jest „kryzysową narzeczoną”, i chociaż to wszystko jest na poważnie, może nawet się z nią ożenię – nie budźcie jej, nie daj Bóg zwymiotuje przez krawędź łóżka. Jeśli kiedkolwiek mieliście w domu alkoholika, dokładnie wiecie jak to jest: można wyjść, fizycznie zamknąć drzwi, ale wciąż się jest myślami obok tej sponiewieranej osoby, którą kochaliśmy. A może kochamy nadal.

To nie kochanka,
Ale sypiam z nią
Choć śmieją ze mnie się i drwią.

Jeżeli nie kochanka, to kto? Przy kim jeszcze się zasypia, łatwo wymienić: mężczyzna w naszej kulturze może też jako chłopiec spać z matką, jako ojciec spać przy dręczonej koszmarami córeczce, jako mąż przy żonie… Ale czy matki, córki, żony… czy one przynależą do „brudnych dworców”? Są wciąż „tak zmęczone i pijane”? Nie. Czy Polska jest zatem już tylko nieletnią prostytuką na gigancie, do której nikt nie żywi głębszych uczuć oprócz toksycznego uzależnienia od jej usług?

Te brudne dworce
Gdzie spotykam ją,
Te tłumy które cicho klną,
Ten pijak który mruczy coś przez sen
Że PÓKI MY ŻYJEMY ona żyje też.

Nie pytaj mnie,
Nie pytaj mnie,
Co widzę w niej.

Teraz na pochodach przeciwko wszystkiemu, co nie jest rdzennie białe, polskie i katolickie, wycieramy sobie gęby polską flagą i rytmicznymi zaśpiewkami z boiska. 30 lat temu nawet pijak i tłum mieli na tyle taktu, żeby bez problemu zaśpiewać hymn narodowy, a kląć tylko z cicha, w drodze z jednego miasteczka do drugiego. Kimkolwiek była, była kochana do upadłego.

Fast forward do roku 2015. Zaledwie 22-letni Dawid Podsiadło (Ciechowski komponując „Nie pytaj o Polskę” miał lat 30) kontynuuje wywód byłego wokalisty Republiki. Jak zmieniają się nastroje młodego wokalisty widać już zestawiając tytuły jego płyt – najpierw „Comfort and Happiness” („Bezpieczeństwo i szczęście”), teraz „Annoyance and Disappointment” („Irytacja i zawód”), a na niej kawałek numer Szczęśliwa Siódemka – „W dobrą stronę”.

Czuję, jak serce rwie się do Ciebie.
Jak mam bronić, kiedy ich jest więcej?
Czuję, że to już koniec, to już koniec…

„Ich”, „Tamtych”, „Onych” w naszym coraz mocniej spolaryzowanym społeczeństwie robi się niebezpiecznie dużo. W teledysku obrywa się wszystkim z prawa do lewa. Piosenkarz wystawia się (nawiązanie do performanców Mariny Abramović?), dobrowolnie, na razy od wszystkich środowisk – są i kibice, dla których wciąż jest za mało biało-czerwony, ale są i geje, którzy symbolicznie próbują wykastrować go z jego męskości perukami i makijażem. Są wkurzeni emeryci, ale i nadopiekuńcze obrończynie polskości rodziny. Jest agresywny feminizm (a prznajmniej ja tego upatruję w młodych kobietach wybiegających z samochodu), jest cenzura starej daty, ale najbardziej rozdzierająca jest chyba zbłąkana dziewczynka… Czy „zły” oznacza „zły dotyk” czy jest wycelowanym oskarżycielsko w nas palcem nadchodzącej po nas generacji – nie wiem.

Sił mi brak, żeby szczerze powiedzieć:
„Tę wojnę wygra tylko jeden”.
Sił mi brak i już nie chcę nic wiedzieć,
Mam mętlik w mojej małej głowie.

W piosence na marsz idzie się z marszu, trochę dla zabawy – prosto z intymnego obcowania z łanią, jednocześnie bliską kobietą i Ojczyzną, której trzeba bronić – bez głębszej refleksji, dlaczego się w ogóle idzie. Bezsiła rośnie, podchodzi do gardła, wchodzi w fazę wyparcia, bo już naprawdę nic nie można zrobić, by pomóc ukochanej. Naszą kobietę kopią różni ludzie ze zbyt wielu stron (odwrotnie niż w teledysku, gdzie w przewrotności interpretacji to dziewczna-Polska dusi Podsiadło).

A ona stoi na przystanku w pobliżu gdzieś.
Nie wiedzieć czemu, nie chce uśmiechnąć się,
To ja mówię, że już dobrze, że już wszystko jest okej.

Brakuje mi tych naszych wspólnych chwil!
Brakuje mi krzyczących ludzi, i dobrze!
Pomalujemy twarz białym i czerwonym,
Przecież doskonale wiesz – patrzymy tylko w dobrą stronę.

Z dworców przenieśliśmy się na przystanki, teraz to one są bardziej pospolite, to tu przecinają się spojrzenia klnących z cicha obywateli. Z „jaskrawej” parady – równości? – pójdziemy w biel i czerwień, będziemy patrzeć w tym samym, jedynym słusznym, kierunku. Wszystko po to, żeby przypadkiem nasza luba, której doprawiliśmy rogi marząc o miejscu spokojnym i cichym, nie przestała się uśmiechać.

Gdyby ktoś miał jeszcze wątpliwości to Mister D mówi, gdzie się wszyscy znajdujemy

To jest Polska
Witamy nad Wisłą
To są nasze bilbordy
To są nasze kościoły
A to to takie
Ni to lasy, ni to wysypiska
[…]
A to jest nasz talerzyk dla zbłąkanego wędrowca
A to czarne nad wszystkim
To co tak dymi i sie kiwa to jest nasza tęcza
Zapraszamy na grilla