
Ma oddzielny lokal na garderobę, a gdy w styczniu 2013 roku dokonywali tam na potrzebę mediów inwentaryzacji, doliczono się 471 sukienek, 49 par butów, 56 nakryć głowy, 41 par rękawiczek, 7 parasolek, 18 boa, 7 peleryn, kilku kilogramów biżuterii… i ponad 60 peruk. Nie, nie jest blogerką modową. Mowa o Kim Lee, najsławniejszej w Polsce drag queen. Pochodzi z Wietnamu i kiedy wychodzi na scenę, zaczyna występ od zwrócenia się do publiczności per „Kochani moi!”. Dziś pomoże mi zakończyć lutowy cykl o queer culture, opowiadając o jego najbardziej barwnym aspekcie – drag queens.
Dla tych, którym termin jest nieznany: drag queen to artysta, który wciela się w „przegiętą” rolę kobiecą podczas występów typu koncerty, karaoke, burleska, teatr. Estetykę tę często nazywa się campem (alternatywna pisownia: kamp), ma obnażać umowność pewnych stereotypów, parodiować je lub po prostu zaprzęgać do celów ekspresji artystycznej. Jej mocną stroną jest ironia, przerysowanie, konwencjonalność.
Agnieszka Gorońska [A.G.]: Zacznijmy od rzeczy najbardziej interesującej moich czytelników; kiedy spytałam ich, co chcą wiedzieć o świecie drag queen, kilkoro zastanawiało się, czy to się robi na poważnie. Nikt nie może się wypowiadać za wszystkich, ale jak Ty traktujesz bycie drag queen – to dla Ciebie praca, zabawa, sztuka, manifest?..
Kim Lee [K.L.]: Jeśli chodzi o moją przygodę z byciem drag queen, zaczęło się dość przypadkowo – namówił mnie kolega na prywatnej imprezie halloweenowej. Na początku niewątpliwie była to zabawa, tylko i wyłącznie. Ale szybko stało się to pracą, ponieważ właściciel nieistniejącego już kluby Rasko niejako „zatrudnił” mnie do cotygodniowych występów. Regularne występy zmuszały mnie do ciągłego poszukiwania, inwestowania w stroje, peruki itd., ponieważ starałem się zaskakiwać stałych gości ciągle czymś nowym. Stopniowo zmieniało się moje podejście do występów… to, co początkowo było niewinną zabawą, z czasem nabierało pewnego wymiaru – politycznego, społecznego … Zwłaszcza na Paradach Równości stawało się to aktem politycznym. W pierwszym dziesięcioleciu tego wieku (a chyba jest tak do teraz) z każdej, nawet kilkutysięcznej Parady, media wybierają do przekazu właśnie drag queens, co budzi duże kontrowersje, nawet w samym środowisku LGBTQ.
A.G.: A czy my w Polsce mamy w ogóle coś takiego jak środowisko czy scena drag queen? Czy pamiętasz jej początki? Czy przyjechałeś już na „gotowe”?
K.L.: Tak, współczesna scena drag queens istnieje już od lat 90-tych. Pionierki współczesnej sceny to m. in. Daruma Em Press, Lola Lou (obecnie na emigracji w RPA), Merlin Sugar z Łodzi, nieżyjąca już Priscilla, czy Lady Brigitte – czyli moja sceniczna siostra. Kiedy ja zaczynałem w 2002 roku, scena dragqueenowa już miała się nieźle, również od tego czasu sporo się rozwinęła, i stale się rozwija.
A.G.: Czy to prawda, że nawet podczas różnego rodzajów konkursów, stosunki między drag queen są bardzo ciepłe i rodzinne?
K.L.: Ha, różnie bywa! Ja akurat mam bardzo dobre relacje ze wszystkimi, ale to nie jest standardem. Zdarzają się oczywiście animozje między drag queens – pamiętajmy, że jest to jednak środowisko quazi-artystyczne, z wieloma tego konsekwencjami.. Należy tez pamiętać, że relacje między drag queens pokazywane na zewnątrz są pełne campu, pozorów, humoru, ubarwiania. W sztuce drag queen przejawem campu są także plotki, dogryzanie sobie przez drag queen nawzajem, zarówno na scenie jak poza nią. Z zewnątrz osobom nieuświadomionym często może się to wydawać złośliwością, lecz jest dobroduszną zabawą. Kiedy np. na scenie nazywam inną drag queen „najgorszą warszawską suką” lub „największą zdzirą XXI wieku” w gruncie rzeczy mówię jej komplement. Bo generalnie większość z nas wspiera się nawzajem, nawet podczas konkursów i festiwali, z założenia nastawionych na wzajemną rywalizację. Od 6 lat organizuję własny Festiwal Drag Queens, który – sorry, że będę nieskromny – jest chyba najmocniej w Polsce obsadzony z tego typu Festiwali.
A.G.: A panuje jakiś, hm, handel wymienny między wami? Szczególnie, że o buty do takich występów na męskie rozmiary stopy pewnie trudno?
K.L.: Tak, z butami jest problem dla zdecydowanej większości drag queens, teraz na szczęście mają łatwiej, bo można kupić w internecie. Ja mam o tyle dobrze, że mam numer stopy 38, więc bez problemów kupuję w sklepach (często muszę potem ozdabiać, przerabiać, ale na szczęście nie muszę tworzyć butów od podstaw). W ogóle większość strojów muszę robić sam, ponieważ w sklepach nie ma niestety odpowiednich (tak przerysowanych itp.). W Europie Zachodniej i USA są specjalne sklepy dla drag queens, ale jeszcze nie miałem okazji skorzystać, więc póki co – szyję sam, np. ostatnio w Teatrze Druga Strefa, gdzie w rewii „Folies, Folies” dwukrotnie występuję jako Marylin Monroe, potrzebowałem dwóch sukienek bardzo dla niej charakterystycznych – jedną różową z „Diamonds are girl best friends”, drugą srebrno-białą, którą podwiewa jak się wiruje. Nie było takowych, więc.. kupiłem materiał i uszyłem sam. A handel wymienny? Ograniczony. Zdarzają się sytuacje kiedy któraś drag queen kończy z występami i wyprzedaje stroje lub je rozdaje. Ale generalnie takie sytuacje są rzadkie, podobnie jak pożyczanie sobie strojów.
A.G.: Potrafię to sobie wyobrazić, jeśli spędzasz kilkanaście godzin nad dopracowaniem stroju, trudno się z nim rozstać. Ale pytam trochę dlatego, że często słyszę jak o innych drag queens mówi się „siostra” czy „ciocia” czy „matka chrzestna”.
K.L.: Tak, ale te pojęcia coś oznaczają. „Matka” i „córka” oznacza, że dana drag queen wprowadziła inną do zawodu, uczyła ją, polecała, pomagała stawiać pierwsze kroki – czyli niejako była matką: pożyczała stroje, czasem uczyła makijażu itp. Sam mam osiem córek – najbardziej znana z nich to chyba DQ Tatiana. Dużo córek ma też nestorka polskich drag queen, czyli Daruma.
A.G.: …ta nasza scena polska dużo się różni od zagranicznych? Masz jakieś porównanie?
K.L.: Mam wielu znajomych, którzy interesują się sztuką drag queen i wielokrotnie oglądali występy na Zachodzie. Twierdzą, że nasza scena krajowa w zupełności wytrzymuje porównanie, choć oczywiście jest mniejsza, no i przede wszystkim znacznie uboższa… chodzi o kasę, nie ma co ukrywać. W Warszawie są w sumie dwa kluby, w których regularnie występują drag queens, na Zachodzie w mieście wielkości Warszawy jest ich kilkadziesiąt. W Polsce drag queen musi być sama sobie krawcową, choreografką, managerem – u nas po prostu nie ma środków na porządnie dopracowane show, synchroniczne układy, dopasowane stroje.
A.G.: A myślisz, że w jakiej perspektywie czasowej będą?
K.L.: Nieprędko, więc na razie staram się robić na mniejsza skalę co się da. Przykładowo od 2009 roku robię duety sceniczne z moją „siostra” Lady Brigitte, czyli z inną drag queen, z którą się blisko przyjaźnię. Nasze stroje są dopasowane (zazwyczaj identyczne), repertuar obejmuje zaś piosenki bardziej kabaretowe, mixy z elementami burleski, skeczu. Poza tym ruszyła też wreszcie pierwsza w Polsce Rewia Drag Queens w Teatrze Druga Strefa, gdzie występujemy w większym układzie, no i w teatrze, co jest pewną odmianą.
A.G.: Brzmi super! A kto właściwie jest „targetem” waszych występów? Kto się powinien czuć zaproszony?
K.L.: Nasz target to przede wszystkim kluby LGBTQ, poza tym mam sporo zamówień prywatnych – głównie urodziny i wieczory panieńskie. Sam staram się także wyjść poza scenę, czasem biorę udział (jako drag queen oczywiście, na pełnym queerze) w konferencjach, panelach dyskusyjnych, dużo pozuję do zdjęć, czasem obrazów etc.
A.G.: Ale co, myślisz, że nie porwalibyście posłów polskiej prawicy do zabawy? *śmiech*
K.L.: No, myślę, że nie! Występowałem kiedyś w TVP2 przed Nelly Rokitą, zamurowało ją!
A.G.: Z innej zupełnie beczki: czy uważasz, że to, że nie jesteś rdzennym Polakiem sprawia, że wolno Ci w kulturze queer więcej czy może sprawia, że musisz bardziej walczyć o akceptację?
K.L.: Dobre pytanie! Po pierwsze: myślę, że to trochę mnie uatrakcyjnia jako drag queen, odróżnia od reszty. Oczywiście, trochę naraża na komentarze, zwłaszcza anonimowe w internecie, generalnie jednak chyba jest plusem. Ale muszę powiedzieć, że – a mieszkam w Polsce od 20 lat – nie jest u nas źle z akceptacją, ani jako drag queen, ani poza sceną, jako Wietnamczyk, nie musiałem nigdy walczyć o akceptację z powodu swojego azjatyckiego pochodzenia. Zresztą… rzeczywistość klubowa jest specyficzna, nastawiona na rozrywkę, więc azjatycka drag queen pasuje chyba jak najbardziej?
A.G.: Wiesz, z drugiej strony, czasem igrasz z tą granicą, jak w teledysku do „My Słowianie”. To jest jednak artystyczna prowokacja. Mężczyzna-Azjata, który świetnie się bawi w szczerym polu, wyglądając jak skrzyżowanie Łowiczanki z Krakowianką w tradycyjnym stroju. Szalenie mi się to podobało, ale bałam się o backlash po tym projekcie.
K.L.: Było sporo hejtu, głównie podsycanego na profilu Donatana. Ale to niejako zrozumiałe.
A.G.: Bardzo starałam się nie śledzić sprawy, tym bardziej, że mam uraz do Donatana po jego wypowiedziach na temat Conchity Wurst.
K.L.: Rozumiem, ale mam wrażenie, że on sam i jego wypowiedzi też są do pewnego stopnia kreacją. A Conchitę też robiłem! *śmiech*
A.G.: Widziałam to, genialne! Szczególnie te „skrzydła”!
K.L.: To był występ trochę na wariackich papierach. Na Festiwalu Erotrends 2015, zaledwie na kilka dni przed festiwalem wpadłem na pomysł, żeby to zrobić, bo było na czasie. Skrzydła przyszły dzień przed, broda tego dnia!
A.G.: No cudownie, poświęciłeś mi godzinę z życia, nie chcę Ci kraść za dużo, ale bardzo mi zależy na jeszcze jednym pytaniu – Z perspektywy bycia drag queen, czego ludzie nieobeznani z tematem najbardziej nie rozumieją w tym, co robisz?
K.L.: Osoby nieobeznane często przede wszystkim mylą drag queens z transwestycyzmem czy transseksualnością. Poza tym, często nie rozumieją, że nie chodzi tutaj o udawanie kobiety, ale odgrywanie kobiecości. Przecież zwykła kobieta by się tak nie ubrała! Problemem z branży jest (a raczej była, bo chyba się to zmienia na korzyść) pewna niechęć niektórych drag queens do osób trans i vice versa. Ja osobiście bardzo podziwiam osoby trans, zwłaszcza ich odwagę.
A.G.: Ale Lalka Podobińska, była prezes Trans-Fuzji, chyba jest bliską przyjaciółką wielu drag queens, hm?
K.L.: Z Lalką przyjaźnię się od lat, tak, ona też przyjaźni się z kilkoma innymi drag queens. Wspólnie z Trans-Fuzją od 5 lat organizujemy Miss Trans. Niedługo – 4 lipca – już V edycja.
A.G.: Oj, będziemy zapraszać mocno! Jesteś naprawdę cudowny. Staram się pokazać bardziej skomplikowane sprawy w dłuższych tekstach niż liczących 300 słów, ale już mi przykro jak z Tobą rozmawiam, że nie mam 4 rozkładówek w Gali, Pride czy Ustach. Ogromnie Ci dziękuję za ten wywiad!
K.L.: Wzajemnie!
Jeśli chcecie zajrzeć do garderoby Kim, polecam film Remigiusza Szeląga z 2013 roku „Kim jest Kim?” – w świat drag queen wprowadza tam znana polska feministka i publicystka, Kinga Dunin.
Gdybyście nie mieli dosyć, ogromną kopalnią wiedzy o Kim jest obszerne opracowanie na polskiej Homopedii – a ilość odnośników przyprawia o zawrót głowy!
