Kiedy ktoś rzuca hasło „kino gejowskie” (chociaż to tylko odłamek kina queer), to na myśl wszystkim przychodzą „Brokeback Moutain” czy „Życie Adeli” (de facto, kino lesbijskie) – zaskakująco dobrze wdarły się w krajobraz kinowy masowego odbiorcy. Ale czy to dobre filmy, żeby zrozumieć o co chodzi w mentalności LGBTQ? Według mnie nie, dlatego poniżej zestawienie kilku lepszych pozycji, żeby wgryźć się w queerowe kino.
„The Normal Heart”
Zeszłoroczna produkcja, w gwiazdorskiej obsadzie, o wybuchu epidemii AIDS w USA. Jeśli czytacie lutowe artykuły na No Easy Answers uważnie, wiecie, że to silny leitmotiv w queer culture, punkt zwrotny, który zespoił społeczność podobnie jak wydarzenia w Stonewall. Ten oparty na faktach melodramat jest świetnym wejściem w problem (w przeciwności do kiczowatego i przeerotyzowanego „House of boys”, które lubię, ale ma bardzo wąski target, większość gejów, których znam, krzywi się niemiłosiernie na ten tytuł). Pozwala poczuć osaczenie, bezradność, desperację – ale nie stroni od rozdarcia wewnętrznego. Żeby nagłośnić problem, trzeba się przyznać do swojej orientacji – czy normalni ludzie będą chcieli pomóc „zboczeńcom” i „odmieńcom”, jeśli biologia sama „wymyśliła” sposób by pozbyć się „grzeszników”? Wystarczy mieć tylko normalne serce…
„Poszukiwany Poszukiwana”
Czemu nie? Śmiech to dobra broń wobec każdego problemu. Cross dressing to nie transseksualizm ani „drag queenowstwo”, a w tym filmie nawet nie fetysz, ale pomaga łapać dystans do dyskursu „ideologii gender”, która niby zalewa od niedawna nasze szkoły. Nieprawda, faceci w sukienkach i laski w spodniach były w naszej subkulturze od zarania kina. Ostatnio odkryłam polski film z 1937 r. (!!), pod tytułem „Piętro wyżej” z tak rozbujałą sceną drag queen (najwyraźniej dla polskiego widza jasne było odniesienie do Mae West! Szok!), a następnie gejowską, że spadłam z krzesła. Dawali to w TV i kinie. Polskie kino bogate jest w takie odniesienia na długo przed „Płynącymi wieżowcami” (Słabe, chociaż estetyczne filmidło), ciekawym polecam „Maskarady męskości”, w których właśnie zaczytuję się wieczorami, rozprawę doktorską autorstwa Sebastiana Jagielskiego. Świetne opracowanie, palce lizać!
„Córka botanika”
W Chinach do 1997 seks pozamałżeński był penalizowany. A co gdyby to były dwie kobiety? An jest sierotą, z domu dziecka przyjeżdża odbyć coś na kształt stażu na małej, przepełnionej zielenią wysepce. Chce się dowiedzieć od pracującego tam botanika, wszystkiego co może o roślinach jadalnych, leczniczych, trujących… Przed surowym nad wyrazem ojcem będzie ją osłaniać Cheng An. To doprawdy magiczna, piękna opowieść. Chociaż, jak się pewnie domyślacie z trailera, happy end będzie bardzo gorzko smakować.
„XXY”
Wkraczamy w bardziej niezbadane tereny w kinie. „XXY” to dramat psychologiczny o Alex Kraken i o tym, jak trudno jest mieć 15 lat, być hermafrodytą i stawić czoła światu. Alex poza najbliższą rodziną uchodzi za dziewczynkę, ale dorastanie płciowe zaczyna być nieubłagane, lekarze nalegają na operację. Jeśli nie dla własnego katharsis z oglądania tej argentyńsko-hiszpańsko-francuskiej koprodukcji, obejrzyjcie ten film dla sceny na plaży. Lojalnie ostrzegam, że potrzebujecie zapasu chusteczek.
„You are not alone” („Du Er Ikke Alene”)
Duńska produkcja z 1978. OK, już widzę jak się krzywicie. Długowłosi paroletni chłopcy w szkole z internatem, bez HD? Tak. Dla mnie ten film jest poniekąd ciekawym symbolem zacofania Polski względem reszty Europy jeśli chodzi o zrozumienie, że ten świerszczyk pod łóżkiem i to spojrzenie przed WFem w przebieralni, to jest sposób na odkrywanie siebie, budowanie swojej płciowej tożsamości, a nie pomijana milczeniem albo rugowana biciem patologia. Sami oceńcie ten film, tak inny od tego, czym karmi nas Hollywood (jak widzicie, naprawdę starałam się nie pisać o blockbusterach).
„Shortbus”
No i to już jest wyższy poziom wtajemniczenia. To jest ten moment, w którym wchodzicie w kulturę queer i zastanawiacie się, co tu do jasnej ciasnej robicie. Mam brzydki zwyczaj pokazywania tego filmu młodym osobom LGBTQ po coming oucie. Wydawało mi się zawsze, że imprezowo-kampowa estetyka tego filmu, pełna odmieńców szukających rozwiązań dla swoich problemów, strasznie podnosi na duchu. Dla mnie to jest superpozytywna pozycja, ale któregoś razu znajomy młody gej powiedział mi, że dawno nie widział nic bardziej przygnębiającego (kiwam do Ciebie, chociaż nasze drogi się rozeszły!). Tytułowy Shortbus to klub branżowy, w którym spotykają się naprawdę dziwni ludzie. Całość jest dosadna i naturalistyczna. Gdy mówię, że jednym z wątków jest para gejów, którzy w ramach rutyny w ich związku pójdą na terapię i zaczną się głośno zastanawiać nad trzecim mężczyzną wprowadzonym do ich łóżka, to na pewno prędzej czy później zobaczycie 3 gołe pary pośladków. Co ciekawe, film był kręcony w porozumieniu z aktorami, scenariusz był pracą zespołową, każda z postaci wynikała z oddolnych pomysłów. Dzięki temu ludzie na planie świetnie się bawili i widz, jeśli tylko nie jest skrajnym prawicowcem, też może się świetnie bawić. I popłakać ukradkiem.
No, to teraz wam squeerowałam kino. Hasztag najlepiej.
Tym tekstem chciałam podziękować A.P.K., który niezależnie od gatunku filmowego, ogląda po prostu Dobre Kino. I nie omieszka się podzielić.