12 lutego 2015

Jak się żyje „tęskniąc za uściskiem miażdżącym uda” (*)?

skarbie czy mnie udusisz:         poduszką w myszki mickey
kiedy już zmizernieję.                i czy twoje zastrzyki

skutecznie mnie uśpią:             kiedy niemal nie będzie mnie w ogóle
będę strzępem krztą okruchem byle drobiną                      spętaną bólem.

czy trzepniesz w potylicę:                  ciosem na odlew […] (*)

Lesbijki są mocno osadzone w poezji – nazwa ich orientacji wzięła się przecież od wyspy Lesbos, gdzie tworzyła pierwsza ponoć poetka queer, Safona. Bez niej prawdopodobnie nazywałyby się inaczej. A czy do geja, etymologicznie „wesołego”, a obecnie wręcz „imprezującego”, pasuje miłosne uniesienie wyrażające się wierszem?

Jako biseksualistka, prócz wymachiwania tęczową flagą i agitowania na rzecz związków partnerskich, umiem docenić dobrą grę słowem (Pamiętaj: word play is the best foreplay). Tylko przez większą część mojej historii szłam raczej z Safoną i Konopnicką na ustach. Nawet Osiecką umiałam odpowiednio sobie zinterpretować. Geneza lesbijskiej poezji bierze się z dyskrecji rodzącej się na przecięciu przyjaźni i subtelnej erotyki. Jest zmysłowa, rozmarzona i odgrodzona od reszty świata w kokonie swoich “niewłaściwych” pragnień. Natomiast by zrozumieć miłość gejowską, z całym jej bagażem traum, musiałam trafić na wiersze Powella i resztę liryki w odcieniach tęczy.

Powell otworzył mi oczy, bo pisał z amerykańskim wybuchem epidemii HIV w tle, w integralnym zespoleniu. W Polsce się tak o tym nie myśli albo wydawało mi się, że nie myśli. Ale czy ta osławiona miłość gejowska, która często trwa nie dłużej niż godzinę w dark roomie, byłaby zdolna do takich poświęceń, jak uduszenie partnera ulubioną przez niego poduszką, bo cierpi? Hola, hola, czy do “Piety” mogłoby zatem pozować dwóch pedałów, i to wciąż byłoby wzruszające? Niemożliwe. Mając piersi i obserwując świat spod przymrużonych powiek wachlujących w branżowym klubie coraz cieplejszy kufel z piwem, nie wierzy się w cios na odlew zadany z miłości. Póki kolega nie przyzna się do zestawu pejczy w szafie przy łóżku, nic nie łączy przemocy z uczuciem. Agresja nie wynika z bliskości. A może..?

Nawet nie wiesz, ile w poezji gejowskiej jest skrajności. Jest strach przed śmiercią od chorób przenoszonych drogą płciową, ale jest też ruchanie mocne, na krawędzi, z tą śmiercią igrające. Jest fizyczność do bólu, ale i duchowość bez atomu materii. Jest sielanka wspólnego życia i przerażająca droga do domu przez park, gdzie można zarobić kosę pod żebro. I może tak się właśnie żyje kochając?

Wiem, jesteś męski, na Walentynki planujesz ostre pieprzenie się ze swoim facetem, zakrapiane tequilą lub winem. Ale czy aby na pewno lepszą grą wstępną niż alkohol i owoce morza nie będzie mocny wiersz o rżnięciu? Wygooglaj, kup antologię… sam napisz!

 


 

(*) oba cytaty pochodzą z wierszy amerykańskiego poety queer, Douglasa A. Powella (1965- , chory na AIDS), w tłum. Michał Tabaczyńskiego Parada Równości, Korporacja ha!art, Kraków 2005